140 Obserwatorzy
33 Obserwuję
piotrkopka

literatura sautée

Czytam nałogowo literaturę krajową i zagraniczną, najnowszą i ramoty, powieści i poezje. Nie lubię romantyzmu ani krzepienia serc.

www.literaturasautee.pl

O tym, jak stereotypowe uproszczenia psują nawet najlepsze historie

Joe Speedboat - Tommy Wieringa, Małgorzata Diederen-Woźniak

Joe Speedboat to całkiem niezła opowieść o dojrzewaniu, inicjacji i walce z przeciwnościami losu. Narracja trzyma w napięciu, bohaterowie są wyraziści, łatwo ich polubić, a nawet trochę się z nimi zidentyfikować. Dlatego powieść holenderskiego młodego pisarza, Tommy'ego Wieringi, mogłaby śmiało zostać zekranizowana w konwencji filmów typu Co gryzie Gilberta Grape'a albo nawet Arizona Dream. Bohater tytułowy swoją niezgodę na zastany kształt świata wyraża np. konstruując samolot (zastosowanie praktyczne – podglądanie sąsiadki, która podobno lubi się opalać nago) albo biorąc udział w rajdzie Paryż-Dakar jako kierowca odpowiednio podrasowanej koparki. Takich oryginałów jest w powieści więcej – np. Egipcjanin, który konstruuje łódź dla swojej narzeczonej, jako prezent ślubny. Jak się jednak okazuje, bohater odpłynie na niej w siną dal i nigdy nie wróci. Prawda, że trochę jak w Arizona Dream?

 

Wieringa otrzymał mnóstwo entuzjastycznych recenzji za sposób ukazania w tej książce kalectwa – daleki od szablonu, a zarazem bardzo przekonujący. Główny bohater powieści, Franek, porusza się na wózku i nie jest w stanie komunikować się ze światem za pomocą mowy. Dlatego też postanawia spisać kronikę swojego miasta (choć kieruje ją tylko do jednego czytelnika, a ściślej mówiąc – do wyjątkowej w życiu Franka czytelniczki) oraz wziąć udział w zawodach w siłowaniu się na rękę. Bohaterowi dość sprawnie przychodzi mierzenie się ze swoimi słabościami, choć wiąże się to z piciem strasznych ilości piwa i wypalaniem mnóstwa papierosów. A autor naprawdę nieźle opowiada historię człowieka, który nie pozwala sobie na stygmatyzowanie swojej osoby w związku z trwałym kalectwem. Brawo dla Wieringi.

 

A jednak trudno pozbyć się wrażenia, że coś tu jest nie tak. Licznie w książce rozrzucone aluzje kulturowe – od Biblii po mądrości Dalekiego Wschodu – wydają się bez pokrycia, zwłaszcza gdy dotyczą ksywki tytułowego bohatera (idiotycznej zresztą). Bardzo paskudnie bohaterowie poczynają sobie z główną postacią kobiecą w tej historii, blond pięknością zwaną PJ (dziewczyna z takimi inicjałami nie może być blondynką!), głównym obiektem marzeń erotycznych wszystkich nastoletnich postaci w książce. Czy to jednak wystarczający powód, aby autor usankcjonował seksistowskie zachowania bohaterów, kreując historię w taki sposób, aby udowodnić, że PJ zasługuje na miano dziwki stulecia, nadane jej przez byłego chłopaka, grafomańskiego pisarza? Oj, nieładnie.

 

Skoro mamy już za sobą seksizm i uproszczenia kulturowe, pozostają jeszcze stereotypowe, najczęściej kompletnie nieprzystające do rzeczywistości refleksje poruszające problematykę społeczną. Holendersko-duńska wieś stoi w obliczu dylematu: pozwolić na budowę autostrady czy zachować swoją autonomię? Niemcy wykorzystują pracę nielegalnych robotników, nie licząc się z ich zdrowiem ani oczekiwaniami – no jasne, przecież są z tego znani. Ukazana w książce holendersko-duńska społeczność ponoć w ogóle nie przypomina tej, która rzeczywiście zamieszkuje opisywane przez Wieringę obszary kraju (tu pewności nie mam, wierzę holenderskiemu blogerowi). Poznań pod koniec lat 90. to postsocjalistyczna dziura na końcu świata, w której każdy jest bezrobotnym bandytą, barów ani restauracji nie ma tu w ogóle, a każdy miejscowy nosi broń: Hier gibt es Arbeitslosen und Banditen! In die Stadt gehen ist wie Hand in Maschine stecken! A recepcjoniści w hotelu pewnie mówią po niemiecku, bo całkiem do niedawna był tu zabór pruski albo hitlerowska okupacja. Takie mam przynajmniej wrażenie.

 

Niestety, smutne obserwacje społeczno-polityczne godne komisarza Wallandera zwiedzającego Łotwę sprawiają, że książki Wieringi nie da się czytać bez zażenowania. Tym samym powieść jest najlepszym dowodem na to, że uproszczenia, stereotypy i klisze mogą z powodzeniem zepsuć każdą historię. Nawet tak dobrą, jak opowieść o kalece mierzącym się ze swoimi słabościami podczas pojedynków na rękę. Szkoda.

 

 

 

www.facebook.com/literaturasaute