140 Obserwatorzy
33 Obserwuję
piotrkopka

literatura sautée

Czytam nałogowo literaturę krajową i zagraniczną, najnowszą i ramoty, powieści i poezje. Nie lubię romantyzmu ani krzepienia serc.

www.literaturasautee.pl

Śmiertelnie poważne sprawy

Corpus delicti - Zeh Juli

Juli Zeh cieszy się w swojej ojczyźnie całkiem sporym autorytetem jako pisarka podejmująca tematy ważne i aktualne. Jakoś nie umiem tego zrozumieć. Orły i anioły oraz Instynkt gry zdobyły sporo nagród tu i ówdzie, ale to nie zmienia faktu, że są całkiem nieźle napisanymi, trzymającymi w napięciu i niegłupimi czytadłami. Dostarczają sporo przyjemności, ale świata nie zmienią, a Juli Zeh bardzo daleko do Huellebecqu'a.

 

Z Corpus delicti jest trochę inaczej. Od pierwszych stron wiadomo, że żarty się skończyły. To rasowa, podręcznikowa antyutopia. Podobieństw do Orwella i Huxley'a jest bardzo dużo – samotny bohater (bohaterka), niezrozumiany(a) przez innych, sporo rozmyśla na osobności, na łonie natury (zakazanej, za granicami znanego świata, chociaż tym razem niezamieszkanej – inaczej, niż w Nowym wspaniałym świecie), a następnie jest zmuszana przez system do dostosowania się, a tym samym do rezygnacji z buntu.

 

Polski wydawca cytuje wypowiedzi porównujące powieść Zeh do Roku 1984, chociaż mam wrażenie, że bliżej jej do bardziej futurologicznych Możliwości Wyspy Huellebecqu'a i Roku potopu Atwood. Orwellowi chodziło o krytykę totalitaryzmu, a Zeh i Atwood obawiają się raczej odczłowieczenia świata zdominowanego przez zbyt konsekwentnie wprowadzane w życie idee. Nawet szczytne – ekologię oraz ochronę zdrowia. I tak jest w Corpus delicti – za zapalenie papierosa płaci się mandat w wysokości 50 dniówek, co wywołuje szok, bo od lat nikomu tak szalony pomysł, jak zaciąganie się nikotyną i substancjami smolistymi, nawet nie wpadł do głowy. Tylko dlaczego zatem bohaterce tak łatwo przychodzi zdobyć fajki?

 

No właśnie – takich niekonsekwencji jest w niemieckiej antyutopii więcej, a do tego przyjemność lektury psuje wyjątkowo sztampowy, przewidywalny i papierowy język bohaterów. Autorce udało się stworzyć bardzo ciekawą parę antagonistów, główną bohaterkę i dziennikarza reprezentującego system, nazywany tu METODĄ, lecz nie potrafi tego potencjału wykorzystać, wkładając im do ust wypowiedzi przypominające raczej agitację polityczną lub skrypt do filozofii dla początkujących, niż żywy dialog. Szkoda, może dałoby się tę historię uratować poprzez ciekawą adaptację teatralną? Bo tekst jest jak stworzony dla sceny, pełen teatralnych gestów i rekwizytów, pomimo maski futurologicznej. I do tego wypowiedzi bohaterki typu: Zabijajcie albo milczcie. Wszystko inne to teatr. Ładne, ale strasznie papierowe. Dlatego książce Juli Zeh daleko do błyskotliwych, plastycznych i pełnych wisielczego humoru książek Atwood i Huellebecqu'a.