Czytam nałogowo literaturę krajową i zagraniczną, najnowszą i ramoty, powieści i poezje. Nie lubię romantyzmu ani krzepienia serc.
Późny Kundera, przynudzający po francusku o Homerze, Schönbergu i nieznanych mi czeskich poetach – to mój ulubiony Kundera. Nie ukrywam, że opowiadana po raz tysięczny historia o Ulissesie lądującym u Feaków zajmuje mnie o wiele bardziej niż wszystkie historie miłosne zawarte w całym, wznowionym u nas ostatnio przez W.A.B., dorobku Kundery. Dlatego napisana w 1999 roku Niewiedza to książka, do której wracam z niekłamaną przyjemnością, choć jednocześnie wywołuje we mnie zazdrość. O co? Zazdroszczę Czechom luzu i dystansu – w opowiadaniu własnej historii, w kinematografii, w miejskich rzeźbach etc. My tutaj, po sąsiedzku mamy z tym dużo większy problem.
Zazdrość Kundery to splatające się ze sobą losy kilkorga czeskich emigrantów. Jak zwykle u Kundery są to mężczyźni i kobiety mniej więcej w średnim wieku, ze sporym bagażem doświadczeń, ale też ogromną otwartością na nowe kontakty erotyczne. Do których – znów jak zwykle u Kundery – dochodzi, bo dojść musi. Ale nie one są w tej książce najważniejsze.
Przy okazji mniej lub bardziej zajmujących historii miłosnych (mnie jakoś nigdy nie były one w stanie zainteresować), Kundera opowiada o losach ludzi zanurzonych w Historii, uciekających przed przeszłością, szukających nowego miejsca po opuszczeniu ojczyzny. Opowiada też o tym, jak Czesi postrzegają sami siebie po upadku komunizmu. I tu Kundera niejednokrotnie mocno mnie rozczarowuje.
Bo powiedzmy sobie szczerze, że narzekanie bohaterów na to, że w mieście wiszą billboardy jest mocno naiwne – istnienie reklam nie ma zupełnie nic wspólnego z brakiem suwerenności narodu, który te reklamy wiesza (to naród wiesza billboardy?). Podobnie jest z sieczką, której w czeskim radiu podobno coraz więcej – nie ma w tym żadnego spisku przeciw wolności. Dlatego przy lekturze fragmentów, w których takie uogólnienia padają, mocno zastanawiałem się, czy Kunderze nie stępił się przypadkiem zmysł prawidłowego rejestrowania rzeczywistości (jak np. Rymkiewiczowi). Poza tym, co to za sieczka – rock, jazz, opera? Kundera chyba radia w 1999 roku nie słuchał. Albo trafił na Polskie Radio w ostatnich latach świetności.
Do tego wszystkiego Kundera jakoś wyjątkowo łatwo przyjmuje do wiadomości fakt, że Czesi jakoś się z tym swoim komunizmem ułożyli, że nie zamierzają nikogo w związku z tym rozliczać i nie mają żadnego problemu z tym, kto co robił i z kim to robił przed 1989 rokiem. U nas nie jest to takie proste. Są zatem dwie możliwości – albo Czesi rzeczywiście znaleźli dobrze działający sposób na odcięcie się od komunizmu, albo tylko tak mówią (mimo szwejkowskiej tradycji i rzeźb Černego). Po Kunderze jednak spodziewałbym się bardziej pogłębionej analizy.
A jeżeli kunderowska niewiedza, czyli tęsknota za domem (choć nie wiadomo, co się w nim dzieje, bo jest się daleko) jest rzeczywiście najbardziej dojmującym doświadczeniem narodu po 1968 roku, to pozostaje nam tylko pozazdrościć. Mam jednak wrażenie, że nawet w tym bardziej wyluzowanym od naszego narodzie jest trochę więcej, niż by chciał Kundera, narastającego gniewu, który gdzieś tam znajduje swoje ujście – w jakimś czeskim wariancie nacjonalizmu, ksenofobii i obskurantyzmu. Bo jakoś nie wierzę w to, że im się tak do końca udało tego uniknąć.
www.facebook.com/literaturasaute
3