140 Obserwatorzy
33 Obserwuję
piotrkopka

literatura sautée

Czytam nałogowo literaturę krajową i zagraniczną, najnowszą i ramoty, powieści i poezje. Nie lubię romantyzmu ani krzepienia serc.

www.literaturasautee.pl

Król bopu, hipsterzy i włóczędzy, czyli odkurzanie Kerouaca

 

Jack Kerouac to pisarz-legenda, a oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że nie wypada nie znać choćby tytułu jego najsłynniejszej powieści, ale i tak nikt jej nie doczytuje do końca. Nie wspominając już o tych książkach, które nie doczekały się statusu kultowego, bo za ich lekturę po prostu nikt się z własnej, nieprzymuszonej woli nie bierze. Chyba, że musi jakąś pracę roczną napisać albo tekst do czasopisma zredagować. Z drugiej strony – sięgnięcie do jednej z licznych w literaturze współczesnej legendarnych, ale całkowicie zapomnianych książek za każdym razem gwarantuje ciekawe odkrycia, więc czasami warto zdmuchnąć z nich kurz.

 

Czołowy przedstawiciel beat generation jest idealnym przykładem na potwierdzenie tej reguły. No bądźmy poważni – W drodze to może i książka kanoniczna, legendarna, szeroko komentowana, tu i ówdzie cytowana, ale (niestety) śmiertelnie nudna. Można z niej czerpać przyjemność na wiele sposobów – dla dorastającej młodzieży może to być zetknięcie z tekstem wprowadzającym w świat buntu, jak w przypadku Buszującego w zbożu, wyrobieni czytelnicy nie mogą nie docenić frazy, dla której do książki warto wracać. Nie zmienia to faktu, że więcej niż 40 stron za jednym podejściem to dawka grożąca katatonią. Filmu z Kirsten Steward natomiast nie mogę polecić nikomu – Kerouac odarty z wielopoziomowej, nie zawsze logicznej składni ma tyle wdzięku, co streszczenie Dostojewskiego.

 

Podziemni to mikropowieść, która ukazała się w 1958 roku, zaraz po W drodze i Włóczęgach Dharmy, w najlepszym okresie twórczości Kerouaca. Skryta w cieniu legendarnej powieści W drodze, pozbawiona otoczki skandalu, zawiera wszystko, co w kultowej poprzedniczce najlepsze – chaotyczne, gorączkowo wypluwane przez narratora zdania przypominające trochę składnię poematów Rimbauda, składające się na historię miłości i zdrady, przyjaźni i obojętności, wyraz wstrętu do życia i zachłyśnięcia się nim jednocześnie. Próbka stylu z uwertury do powieści-poematu: Kiedy byłem młody i o wiele lepiej orientowałem się w świecie, potrafiłem mówić o wszystkim z nerwową inteligencją, jasno i bez literackich wstępów; inaczej: to jest historia nieśmiałego faceta, a zarazem megalomana, no nie, oczywiście żadne wygłupy tu nie wystarczą – po prostu zacznę od początku i zaczekam, aż prawda sama wypłynie, tak właśnie zrobię. Bez stylu Kerouaca i Ginsberga nie byłoby ani Kompleksu Portnoy'a, ani Gry w klasy, ani songów Boba Dylana.

 

Co nie zmienia faktu, że odkurzaniu Kerouaca towarzyszą emocje bliższe radości historyka literatury, znajdującego ciekawy kontekst do fragmentu Tyrmanda, niż autentyczna przyjemność tekstu. Bo historie przez niego opowiadane są zupełnie nieciekawe (zwłaszcza w mikropowieści Pic, dodanej do wznowienia Podziemnych – niby włóczęga po Ameryce ze Wschodu na Zachód, ale jakoś zupełnie nic się po drodze nie dzieje). Psychologiczne pogłębienie postaci występuje zaledwie sporadycznie, a banałów wplecionych w wielopiętrowe konstrukcje składniowe znajdujemy mnóstwo (nie pokazał się jeszcze nawet kawałeczek mojego bólu – ani cierpienia – Aniołowie, wytrzymajcie ze mną), co jakoś przeszkadza w czerpaniu z czytania przyjemności.

 

Z drugiej strony znajdziemy tu zdania urzekające, poruszające, liryczne niemal – jak fragment, w którym bohater szczegółowo analizuje każdy, nawet najbardziej paranoiczny kontekst listu Mardou, zapowiadający najlepsze partie Gry w klasy Cortazara. Analogie do słynnej powieści pojawiają się raz po raz, choćby w ustępach poświęconych jazzowi. Oliveira i Maga słuchali go głównie z płyt, bohaterowie Kerouaca częściej słuchają bopu na żywo, w zapadłych dziurach i legendarnych jazzowych klubach, a Charlie Parker podczas koncertu gapi się na Mardou. Dla tych fragmentów warto przedzierać się przez bełkot powieści Kerouaca.

 

Dodany do wznowienia Podziemnych tekst Pic to rzecz dużo słabsza, w zasadzie jest to zaledwie wprawka stylistyczna, trochę próba naśladowania Faulknera, a po trosze kolejne podejście literatury amerykańskiej do oddania narracji czarnoskóremu bohaterowi. Tym razem narratorem jest dziesięcioletni chłopiec, który z charakterystyczną dla niewykształconego dzieciaka z prowincji naiwnością opowiada o Nowym Jorku i reszcie Stanów Zjednoczonych. Kerouac eksperymentuje, a czytelnik umiera z nudów. Lepiej sięgnąć po Faulknera.

 

Bardzo dobrze, że W.A.B. i Wydawnictwo Literackie wznawiają klasykę literatury dwudziestowiecznej – Kerouaca, Pynchona, Calvino i innych. Mamy zachętę do sięgnięcia do zakurzonych, niesłusznie zapomnianych perełek współczesnej literatury. Niedobrze, że klasyczne książki wychodzą w nowych okładkach, ale bez słowa wstępu bądź tekstu krytycznego na końcu książki. Czy nie lepiej czytałoby się Podziemnych po historycznoliterackim wprowadzeniu? To samo zastrzeżenie dotyczy wznowionego jakiś czas temu arcydzielnego 49 idzie pod młotek Pynchona. Chociaż marne przypisy by się przydały.

 

Cale szczęście, że fragmenty koncertów legend bopu możemy sobie sami wyszperać na YouTube, bo na dołączanie do książek (nietanich zresztą) extrasów w najbliższym czasie nie ma co liczyć.

 

 

 

www.facebook.com/literaturasaute